Lanserski, bezpieczny, nie uzależnia, nie szkodzi innym. Z debaty naukowo-społecznej wyłania się jednak inny obraz, a aktualny pozostaje tylko przymiotnik lanserski. Choć e-papierosy opatentowano już w latach 60. ub. wieku, moda na nie trwa od kilku lat. Sięgnęło już po nie ponad 300 tys. Polaków i co miesiąc liczba ta wzrasta o kilkanaście tysięcy.
Gdy na początku 2013 roku polscy naukowcy po raz pierwszy przedstawiali szerokiej opinii publicznej dane naukowe na temat wpływu e-palenia na ludzkie zdrowie, wydawało się, że nareszcie mamy dobrą alternatywę dla tradycyjnych papierosów. Profesor Andrzej Sobczak z Zakładu Chemii Ogólnej i Nieorganicznej Wydziału Farmaceutycznego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz Zakładu Szkodliwości Chemicznych i Toksykologii Genetycznej Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu przekonywał na konferencji prasowej, że e-papieros jest zdrowszy, ponieważ nie zawiera substancji rakotwórczych jak benzen, toluen czy wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne. Znikać ma też problem biernego palenia, gdyż jak wykazali współpracownicy badacza — ilość nikotyny w powietrzu w bezpośrednim sąsiedztwie e-palacza jest 10 razy mniejsza niż w towarzystwie tradycyjnych palaczy. Badania sfinansował… właściciel dużej międzynarodowej sieci handlowej zajmującej się sprzedażą e-papierosów. Warto wiedzieć, że na świecie toczy się dyskusja dotycząca legalizacji e-palenia oraz jego wpływu na zdrowie. W niektórych krajach sprzedaż e-papierosów jest zabroniona, w innych są traktowane wręcz jako wyrób farmaceutyczny. Czy zatem e-papieros to rozwiązanie dla problemu palenia, czy może raczej jego spiętrzenie?
NARKOTYK W CZYSTEJ POSTACI
Inne wyniki badań niż polscy badacze uzyskali francuscy naukowcy, którzy pod lupę wzięli 10 różnych rodzajów e-papierosów. Co najmniej trzy z nich okazały się tak samo rakotwórcze jak tradycyjne wyroby tytoniowe. Znaleziono w nich m.in. silnie trujący formaldehyd. Według francuskich badaczy bierni e-palacze wcale nie są mniej narażeni na toksyny niż w przypadku klasycznego dymka. Także badania naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside, którzy badali pięć marek e-papierosów, wywołały wątpliwości co do ich jakości i kwestii wpływu na zdrowie.
Wątpliwości co do szkodliwości e-palenia nie ma dr Rafał Babiak, lekarz prowadzący program punktu antynikotynowego i informacji o uzależnieniach finansowany przez gminę Wrocław: „E-papierosy są groźniejsze, bo w wydychanym dymie są o wiele mniejsze cząsteczki niż w dymie z tradycyjnego papierosa. Jest tam nikotyna, która przenika głęboko do organizmu i trwale uzależnia. Dym z e-papierosa jest mniej widoczny, ale właśnie za sprawą wielkości drobin. A substancji szkodliwych zawartych w nim, np. smakowych, które przy podgrzaniu są szkodliwe, jest podobnie dużo jak w tradycyjnych wyrobach tytoniowych”. Dodaje, że w e-papierosach groźne jest przede wszystkim wysokie stężenie nikotyny i to, że można zaciągać się nią bez ograniczeń. Taki papieros właściwie nigdy się nie kończy, a nałogowy palacz może wciągnąć naraz ilość nikotyny odpowiadającą 10 paczkom papierosów — wyjaśnia. Najsilniejszy kartridż zawiera ilość nikotyny na 300 zaciągnięć, papieros — na 15 wdechów. „Znam opracowanie z Grecji, które dowodzi, że e-papierosy są o wiele bardziej szkodliwe dla zdrowia niż zwykłe przez zawartą w nich dużą ilość nikotyny, która głęboko wnika w organizm” — dodaje dr Babiak. Nikotyna to silnie uzależniający alkaloid, bardziej szkodliwy nawet od niektórych narkotyków. Pobudza, rozszerza źrenice, zwiększa poziom adrenaliny. Może zablokować układ nerwowy. Lista dolegliwości jest długa: od zawrotów
głowy i bólów mięsni, przez arytmię serca i nadciśnienie, po trwałe uszkodzenia mózgu i atak serca. „Nie wiadomo, jakie dawki nikotyny są z e-papierosów emitowane do płuc. Nie wiadomo, czy ta zawartość nikotyny rozkłada się równomiernie. Wyniki dotychczasowych badań prowadzonych w innych krajach nie są jednoznaczne — przyznaje prof. Sobczak. Dodaje, że podczas podgrzewania zawartości kartridża e-papierosa, tak aby powstał aerozol, z substancji tych mogą uwalniać się związki rakotwórcze. Wątpliwości co do szkodliwości e-papierosów nie mają hiszpańscy naukowcy i lekarze. Z badań Hiszpańskiego Towarzystwa Pneumonologów i Chirurgów Klatki Piersiowej (SEPAR) wynika, że osłabiają one siłę przesyłu powietrza przez drogi oddechowe i mogą wywoływać zmiany w płucach. „Elektroniczne papierosy w krótkim czasie mogą być szkodliwe dla stosujących je osób, przyczyniając się w podobnym stopniu jak zwykłe papierosy do zmian wewnątrz płuc i choroby nowotworowej” — oświadczyła Sonia Joaniquet z SEPAR. Badanie przeprowadzone na zdrowych palaczach oraz osobach niepalących wykazało, że 10-minutowe palenie papierosa elektronicznego osłabia siłę transportowania powietrza przez drogi oddechowe.
PUŁAPKA DLA MŁODYCH
Niewątpliwą zaletą e-papierosa jest to, że pomija etap spalania tytoniu, podczas którego powstaje m.in. silnie rakotwórcza nitrozoamina. Ale i tu może pojawić się problem, bo niektórzy producenci dodają do wkładów podobną substancję, która potem wydychana jest przez palacza w postaci pary wodnej. W elektronicznych papierosach nie ma natomiast kilku tysięcy różnego rodzaju substancji chemicznych, jakie powstają przy paleniu tradycyjnych „fajek”, a z których kilkadziesiąt stanowią związki silnie toksyczne dla organizmu jak tlenek węgla, smoła, fenol i substancje kancerogenne. Zwolennicy e-palenia dodają, że nie zagraża pożarem, nie wytwarza popiołu, nie śmierdzi ciało, ubranie czy pomieszczenie, a zęby nie żółkną. Ma też pomagać w walce z nałogiem — i tu zaczynają się schody, bo okazuje się, że do nałogu często prowadzą…
Z opublikowanych przez pismo „American Journal of Preventive Medicine” badań sondażowych w Australii, USA i Wielkiej Brytanii wynika, że 80 proc. młodych palaczy stosowało w przeszłości e-papierosy. Nastolatki sięgają po nie, traktując jako element młodzieżowego lansu. Z badań prof. Sobczaka wynika, że pali lub paliło je 20 proc. uczniów szkół ponadgimnazjalnych i studentów w miastach wojewódzkich. Choć nieletni nie może legalnie kupić papierosów, te elektroniczne — mimo że zawierają nikotynę — jak najbardziej. Ustawa o ochronie zdrowia przed następstwem używania tytoniu i wyrobów tytoniowych nie odnosi się do e-papierosów, bo nie funkcjonują one w katalogu wyrobów tytoniowych. Ich przyjemny smak (liqiudy mogą mieć np. smak owocowy, orzechowy, waniliowy, miętowy, tiramisu, czekoladowy, karmelowy, truflowy, whisky, brandy) i brak gryzienia w gardle nie odrzuca od palenia — jak często bywa w przypadku spróbowania przez młodych ludzi tradycyjnych papierosów. A wdychanie czystej nikotyny — jednej z najbardziej uzależniających substancji psychoaktywnych — szybko prowadzi do nałogu.
Wielu palaczy tłumaczy, że e-palenie to środek zastępczy, który ma ułatwić rzucenie palenia. Zdaniem terapeutów wcale tak nie musi być, bowiem elektroniczne papierosy mogą zawierać dwukrotnie większą dawkę nikotyny niż np. popularny w terapii antynikotynowej inhalator. Nawet w tych reklamowanych jako beznikotynowe znajdują się spore dawki nikotyny. Według dr. Babiaka choć niektórzy rzucają palenie tytoniu po e-papierosach, to dzieje się to tak samo rzadko, jak w przypadku tradycyjnych palaczy. Światowa Organizacja Zdrowia stoi na stanowisku, że wobec braku kompleksowych badań, włącznie z klinicznymi, producenci e-papierosów nie powinni ich reklamować jako skutecznych środków nikotynowej terapii zastępczej.
Katarzyna Lewkowicz-Siejka
[Zródła: www.dziennikpolski24.pl; www.natemat.pl; www.rp.pl; www.zdrowie.gazeta.pl; www.dziennikzachodni.pl; www.se.pl].