Jesteśmy pokoleniem ludzi wystawionych na działanie trujących chemikaliów — i to od poczęcia. We krwi pępowinowej noworodków wykrywa się 200-300 substancji chemicznych.

Szerzą się choroby związane z zaburzeniami hormonalnymi. Toksyny dostają się do naszych organizmów nie tylko z jedzeniem, piciem czy powietrzem, ale też poprzez odzież, garnki i patelnie, butelki dla niemowląt, plastikowe opakowania, meble, materiały budowlane, zabawki, urządzenia elektroniczne czy kosmetyki. Jak się szacuje, przeciętna kobieta rozpoczyna dzień od nałożenia na twarz, ciało i włosy 126 różnych substancji chemicznych zawartych w 12 różnych produktach. Na szczęście z tych substancji świadomy klient może zrezygnować. Jednak przed większością trujących chemikaliów trudniej dziś uciec.

TOKSYCZNE NARODY

Według prowadzonych od 2005 roku w Kanadzie badań znanych pod nazwą Toxic Nation (toksyczny naród) wszyscy jesteśmy, w mniejszym lub większym stopniu, ofiarami chemicznego skażenia. Projekt, który polegał na badaniu krwi i moczu na obecność 130 szkodliwych substancji u ludzi w różnym wieku, z różnych rejonów i warstw społecznych, o różnym pochodzeniu etnicznym dowiódł, że nasze środowisko jest tak zanieczyszczone chemikaliami, że tkwimy w nim jak w gęstym sosie. Coraz więcej badań naukowych dowodzi wyraźnego związku z wieloma dolegliwościami, włączając niektóre odmiany raka, zaburzenia płodności, wady rozwojowe, choroby układu oddechowego czy zaburzenia neurorozwojowe. Na międzynarodowej konferencji ekspertów w 1991 roku po raz pierwszy ostrzegano przed substancjami chemicznymi, które potrafią wywoływać zaburzenia hormonalne. Naukowcy orzekli wtedy, że „dopóki środowisko naturalne nie zostanie oczyszczone chociaż częściowo z syntetycznych chemikaliów (…), istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo pojawienia się wielu dysfunkcji organizmu ludzkiego na poziomie całych populacji”. Theo Colborn, współautorka wydanej kilka lat później książki pt. Nasza skradziona przyszłość, pisze: „Dziecko, które dziś przychodzi na świat, najprawdopodobniej będzie się musiało zmagać z którąś z następujących dolegliwości: ADHD, różnymi chorobami spektrum autystycznego, trudnościami edukacyjnymi, cukrzycą, otyłością, nowotwo­rami wieku dziecięcego oraz wieku dojrzewania, zaburzeniami rozwoju genitaliów oraz z bezpłodnością.
Co gorsza, schorzenia takie jak rak piersi i prostaty, choroby Parkinsona i Alzheimara dołączyły ostatnio do powyższej listy jako kolejne skutki ekspozycji płodu na toksyczne chemikalia”.

W 2006 roku badania na lokalnych społecznościach przeprowadzili naukowcy w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jak w kanadyjskim projekcie okazało się, że skażony jest każdy — nawet ci, którzy prowadzą ekologiczny styl życia. Co więcej — badania ujawniły, że nienarodzone jeszcze dzieci mają w swych organizmach setki niepożądanych związków chemicznych. Z opublikowanych niedawno wyników badań przeprowadzonych w USA przez pięć niezależnych laboratoriów wynika, że we krwi pępowinowej pobranej od noworodków zaraz po urodzeniu znajduje się średnio 200 związków chemicznych, których tam być nie powinno. Jeszcze więcej, bo 300 substancji chemicznych wykryto we krwi pępowinowej noworodków badanych we francuskim szpitalu uniwersyteckim w Montpellier we Francji. Jak ocenia prof. Charles Sultan, endokrynolog dziecięcy z kliniki w Montpellier, dwie trzecie tych substancji powoduje zaburzenia hormonalne. Po przeanalizowaniu blisko 30 badań prowadzonych na całym świecie okazało się, że u badanych wykryto łącznie ponad 500 różnych chemikaliów.

EKSPERYMENT SMITHA I LOURIEGO

Jak toksyczne środki, z którymi spotykamy się na co dzień, wpływają na nasze zdrowie, postanowili na sobie przetestować dwaj Kanadyjczycy. Rick Smith, doktor nauk przyrodniczych, dyrektor organizacji Environmental Defence i działacz ruchu na rzecz ochrony środowiska, oraz Bruce Lourie, założyciel największej kanadyjskiej firmy konsultingowej z zakresu ochrony środowiska, wybrali siedem substancji, które stanowią dziś dla nas większe zagrożenie niż kiedykolwiek wcześniej (liczba produktów je zawierających gwałtownie wzrosła) i przez tydzień wystawiali się na działanie każdej z nich — w podobnym zakresie, jak czyni to przeciętny obywatel, choć bez takiej świadomości. Tygodniowy test obejmował zwyczajną „procedurę”: kanapki z tuńczykiem, kawę parzoną w poliwęglanowym dzbanku typu French Press, obiad podgrzany w mikrofalówce w specjalnym pojemniku, wizytę firmy czyszczącej dywan i impregnującej kanapę, zapachowy nawilżacz powietrza, mydło antybakteryjne, balsamy wcierane w skórę i tak dalej. Regularnie pobierano próbki krwi i moczu i badano je w laboratorium. Na pierwszy ogień poszły ftalany — częsty składnik kosmetyków i gumowych przedmiotów, w tym zabawek. Przyjrzeli się też teflonowi, pestycydom, bisfenolowi A (BPA), substancjom przeciwpalnym, rtęci i środkom antybakteryjnym. Za każdym razem wyniki badań wskazywały na niepokojący wzrost toksycznych substancji w ich organizmach. Swój eksperyment, przegląd badań naukowych i dziennikarskie śledztwo dotyczące uznania tych chemikaliów za bezpieczne opisali w bestesellerowej książce pt. Mordercza gumowa kaczka.

FTALANY DLA BOBASKA

Światowa produkcja ftalanów przekracza 8 miliardów kilogramów rocznie. 60 proc. ftalanów przeznacza się jako środki zmiękczające plastik, inne znajdują swe zastosowanie w kosmetykach i środkach higieny osobistej — ułatwiają przenikanie kremów w głąb ciała i pomagają utrzymać aromat. Z badań wynika, że mamy ich w organizmie bardzo dużo.

Dr Shanny Swan z Uniwersytetu Rochester w Nowym Jorku badała kobiety w ciąży, matki i dzieci na terenie całych Stanów Zjednoczonych i w 2005 roku opublikowała artykuł dotyczący wpływu ftalanów na ludzkie zdrowie. Zespół defektów, jakie wywołuje ta substancja u chłopców, nazwała demaskulinizacją: niepełne zstąpienie jąder, słabo wykształcona moszna, niewielki rozmiar penisa. Już wcześniej naukowcy zaobserwowali u części mężczyzn tzw. syndrom dysgenezji jader (rak jądra, spodziectwo, obniżenie jakości nasienia, brak jednego lub obu jąder w mosznie) i powiązali go z ekspozycją w okresie płodowym na działanie chemikaliów, w tym ftalanów, wywołujących zaburzenia hormonalne. Dr Swan dowiodła, że demaskulinizacja może wystąpić już przy stężeniu ftalanów, jakie ma jedna czwarta amerykańskich kobiet! Kolejne badania, w jakich brała udział, dotyczyły poziomu ftalanów w moczu niemowląt — wykryto je u 80 proc. dzieci! Okazało się, że miały ciągłą styczność z balsamami, pudrami zasypkami i szamponami zawierającymi ftalany.

Innym źródłem ftalanów są gumowe zabawki. Badania na obecność ftalanów w organizmach dzieci przeprowadzone w Kalifornii wykazały, że znacznie przekraczają u nich poziom — bardziej niż u dorosłych poddanych takim testom. „Substancje te mogą się przemieszczać, przechodząc z przedmiotów na ręce dzieci, na meble, na podłogę, a nawet wnikać do kurzu w dziecięcym pokoju czy salonie. Również produkty stosowane bezpośrednio na skórę zanieczyszczają ich organizmy ftalanami” — wyjaśnia dr Ted Schettler, dyrektor ds. nauki w amerykańskim instytucie badawczym Science and Environmental Health Network. I dodaje, że dziecko często wkłada sobie do buzi palce czy różne przedmioty, przez co jest bardziej narażone na substancje szkodliwe.

Ftalany mogą przenikać do organizmu również z żywności, do której dostają się podczas jej przygotowywania oraz pakowania (z folii, plastikowych opakowań i butelek czy winylowych rękawic pracowników zakładów spożywczych). Naukowcy z University of Texas Health Science Center zbadali próbki 72 towarów żywnościowych pochodzących ze wszystkich supermarketów w mieście Albany w USA. Najwyższy poziom ftalanów wykazały produkty zawierające tłuszcze, w których substancje te doskonale się rozpuszczały, jak np. salami z długim okresem spożycia. Im krótszy był termin do spożycia danego produktu i mniejsza w nim zawartość tłuszczu, tym ftalanów było mniej. Ale były też wyjątki — np. kolorowe butelki zawierające słodzone napoje gazowane plasowały się na liście tuż obok długoterminowego salami.

Janet Nudelman z San Francisco, szefowa tamtejszego oddziału Fundacji na rzecz Walki z Rakiem Piersi, podkreśla, że coraz więcej badań dowodzi związku pomiędzy toksynami w środowisku naturalnym a rosnącym odsetkiem zachorowań na raka piersi oraz inne choroby. Hormonalnie aktywne substancje są odpowiedzialne w pewnym stopniu za wcześniejsze osiąganie dojrzałości płciowej przez dziewczynki, a im wcześniej dojrzeje dziewczynka, tym wcześniej jej organizm jest wystawiany na działanie estrogenów. I właśnie u dziewczynek z problemem przedwczesnego rozwoju piersi wykryto większe stężenie ftalanów. Fundacja Nudelman wywalczyła w 2007 roku w Kalifornii pierwszą w USA ustawę ograniczającą stosowanie ftalanów. Przez kilka lat szefowa fundacji i lokalne władze musiały jednak toczyć walkę z lobbystami przemysłu chemicznego, którzy procesami sądowymi próbowali zahamować niekorzystne dla nich rozwiązania legislacyjne.

TEFLON — ŚLISKA SPRAWA

„Teflon jest wszędzie” — brzmi slogan produkującego tę substancję koncernu DuPont. I w tym szkopuł, jak zauważają autorzy książki Mordercza gumowa kaczka. Bo na pewno teflonu nie powinno być we krwi 98 proc. Amerykanów. Ani w ciałach fok obrączkowanych żyjących w Arktyce. Ani u niedźwiedzi polarnych. Ani w wodzie pitej przez mieszkańców Parkersburga w Wirginii Zachodniej, gdzie DuPont ma fabrykę.
Teflonem oraz pokrewnymi mu związkami perfluorowanymi (PFC) pokrywa się patelnie, garnki, żelazka. Ale substancje te znajdziemy też w pudełkach do pizzy, myszach komputerowych, kosmetykach, środkach plamoodpornych, ubraniach (jak wodoodporny Gore-Tex), dywanach, kuchenkach czy blachach do pieczenia. Jednym z groźniejszych dla środowiska związków PFC jest produkowany przez DuPonta kwas perfluorooktanowy (PFOA). Nic nie jest w stanie go rozłożyć — ani światło słoneczne, ani kwas żołądkowy. Liczni naukowcy uważają go za substancję powodującą wady wrodzone, zaburzenia rozwojowe i hormonalne, a nawet podwyższony poziom cholesterolu. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska zaliczyła go do potencjalnych kancerogenów.

„Niewinna” powłoka teflonowa na naszych patelniach potrafi zabić kanarka. Układ oddechowy tych ptaków nie radzi sobie z oparami unoszącymi się z podgrzanych do wysokiej temperatury kuchennych sprzętów. W płucach kanarka dochodzi do krwotoku. Syndrom ten znany jest od 40 lat jako toksykoza teflonowa. Na terenie Kanady i Wielkiej Brytanii odnotowano kilka incydentów masowego padania ptaków w pobliżu fabryk produkujących nieprzywieralne powłoki. Szukając odpowiedzi na pytanie, czy ludziom również szkodzą te opary, przeprowadzono doświadczenia na mniej wrażliwych zwierzętach. Za każdym razem patelnia podgrzana do 420 stopni Celsjusza zabijała grupę szczurów. I za każdym razem trwało to od czterech do ośmiu godzin.

Producenci nieprzywieralnych powłok twierdzą, że do rozkładu termicznego dochodzi w temperaturze od 200 do 290 stopni Celsjusza, a trujące opary zaczynają się wydzielać dopiero powyżej 360 stopni. „Do tego miejsca ich informacje zgadzają się z tym, czego dowiodły niezależne badania — piszą Smith i Lourie. — Dalej producenci twierdzą jednak, że podobne temperatury nie są raczej osiągalne w normalnych domowych warunkach kuchennych. I tu już ich opinia wyraźnie kłóci się z tym, co ustalili naukowcy”. Badania wykonane na zlecenie Environmental Working Group wykazały, że w niecałe pięć minut patelnia potrafi rozgrzać się do 370 stopni, i to na zwykłej kuchence elektrycznej działającej z najwyższą mocą. Nieprzywieralna blacha w piekarniku, na którą skapuje tłuszcz podczas pieczenia, jest w stanie rozgrzać się do ponad 500 stopni Celsjusza. Przy takich temperaturach następuje dekompozycja powłoki teflonowej i uwalniają się szkodliwe gazy — jak perfluoroizobutylen (PFIB) blisko spokrewniony z fosgenem, gazem paraliżującym stosowanym podczas drugiej wojny światowej.

SKANDAL W MIEŚCIE Z TEFLONU

Bruce Lourie zabiera czytelnika w podróż do miejscowości z teflonu — Parkersburga. Obok mieszczą się zakłady produkcyjne DuPonta. Miasteczko rozsławiła batalia prawnicza przypominająca historię z filmu Erin Brockovich. Był to największy w historii USA zbiorowy pozew w sprawie zanieczyszczenia środowiska. Wystąpili z nim przeciw koncernowi mieszkańcy Parkersburga cierpiący na nowotwory, wady wrodzone, autyzm, astmę, którzy przez lata pili wodę skażoną związkami kwasu perfluorooktanowego. Do pozwu dołączyła Amerykańska Agencja Środowiska, gdy okazało się, że koncern ukrywał wyniki badań z 1981 roku potwierdzające, że u dzieci pracowników mających kontakt z PFOA zdarzają się wady wrodzone. Proces zakończył się w 2005 roku ugodą. Nowatorskim warunkiem ugody było powołanie i sfinansowanie pracy zespołu naukowego złożonego z najwybitniejszych epidemiologów świata, którzy mieli ustalić, czy istnieje związek między chorobami mieszkańców Parkersburga a obecnością PFOA w wodzie i czy substancja ta jest szkodliwa dla zdrowia. Odrębne programy badawcze dotyczyły jedenastu kwestii medycznych — od zaburzeń hormonalnych i układu odpornościowego, przez choroby wątroby i uszkodzenia płodu, po geograficzne schematy występowania raka.

UCIECZKA

Jak uciec przed toksycznymi substancjami w naszych gospodarstwach domowych? Najłatwiej uczynić to w przypadku kosmetyków. Czytać etykiety i unikać tych, które w składzie mają „fragrance” lub „parfume”. Najbezpieczniej jest zdecydować się na kosmetyki naturalne i ekologiczne, które zawierają mniej toksycznych substancji chemicznych, co jest szczególnie ważne w przypadku dzieci. (Oprócz ftalanów niepokój budzą parabeny, PEG-i, oleje mineralne, SLS, SLES czy stosowane w antyperspirantach aluminium). Szacuje się, że przeciętny kosmetyk ma jedynie 11 proc. bezpiecznych dla zdrowia składników. Należy też wybierać takie gumowe zabawki, które nie zawierają ftalanów. Garnków i patelni używać tylko stalowych, żeliwnych, emaliowanych lub ceramicznych.
W następnym odcinku — zagrożenia związane z pestycydami.

Katarzyna Lewkowicz-Siejka

Źródło: „Znaki Czasu” 06/2014