Fragment wykładu wygłoszonego na prośbę gości przez doktora Maxa Gersona w Escondido w Kalifornii w 1956 roku, gdzie przebywał na urlopie, oraz część odpowiedzi udzielonych słuchaczom. Szanowni Państwo!
Przyjechałem tu na wakacje, nie z wykładem. Nie przywiozłem żadnych materiałów. (…) Dwa miesiące temu, gdy planowałem przyjechać tu na wakacje, rodzice tego chłopczyka napisali do mnie, prosząc o leczenie z powodu białaczki. Oto ten chłopczyk. Był on leczony transfuzjami krwi. Poziom białych ciałek — 50 i 60 tys., a liczba czerwonych ciałek spadła do 1 400 000. Stracił na wadze osiem funtów [ok. 3,6 kg] w ciągu tygodnia, nie mógł jeść ani pić. Zacząłem go leczyć około sześciu tygodni temu. Od tego czasu chłopiec jest na nogach, może jeździć na rowerze, jest aktywny i przybrał na wadze pięć funtów [ok. 2,3 kg]. Krwinki w normie. Limfocyty — 6500; hemoglobina — 73; krwinki czerwone — 4,5 mln (wzrost z 1,4 mln!). A oto ten chłopczyk. (…) W klinice, do której rodzice przywieźli dziecko, powiedziano im, że nic się nie da zrobić, ale czuję, że obecnie możemy je uratować. [Oklaski].
Mam tu innego pacjenta — pana Eyerly. Mógłby pan tutaj podejść? Pan Eyerly przyjechał tu zobaczyć się ze mną. Mieszka w Salem w stanie Oregon. Ma raka prostaty wrastającego w pęcherz moczowy. Trafił do kliniki uniwersyteckiej w Portland w stanie Oregon, do sławnego urologa. Ten rozpoznał przerzut do pęcherza moczowego i powiedział, że nic nie mogą zrobić. Oprócz tego rak rozrósł się aż do kości miednicy. Było to dwa lata temu. Lekarze, w tym lekarz rodzinny, wszyscy mu mówili, że może żyć tylko 4-6 tygodni, zwłaszcza że wszystkie kości miednicy były zajęte przez raka. Gdy przyszedł do mnie, wyglądał na strasznie chorego. Żona przyprowadziła go z pielęgniarką. Sporządził swoją ostatnią wolę i nie spodziewał się żyć. Teraz go wyleczyliśmy. Było to szczególnie trudne. Powinien podziękować swojej żonie. Przygotowywała ona środki lecznicze z największym poświęceniem. Była cudowna i mogliśmy polegać na niej. W takich rodzinach — poświęconych temu leczeniu — możemy uratować nawet bardzo zaawansowane przypadki. Oczywiście nie możemy uratować wszystkich, ale możemy uratować więcej, niż czasem uważamy za możliwe. [Pytanie z sali: ile czasu to zabrało?]. W przypadku samego pęcherza moczowego zabrało to tylko parę tygodni, nie było już krwi i ropy, również w stolcach. Ale w miednicy były setki miejsc objętych przez raka; i to trwa długo, ponieważ organizm przekształca raka najpierw w tzw. obszary osteoplastyczne [kościotwórcze], nie w proces osteolityczny, który redukuje kość. Przy mojej terapii tworzonych jest więcej kości. Organizm tworzy więcej kości, a następnie ta przerośnięta kość zostaje przekształcona w normalną tkankę kostną. Potem nie ma już bólów. Pacjent może się poruszać i jest nawet szefem firmy. Przez przypadek miałem tutaj tych dwóch pacjentów i mogłem ich państwu pokazać.
PYTANIA Z SALI ZADANE DOKTOROWI GERSONOWI PO WYKŁADZIE (FRAGMENTY):
— Doktorze Gerson, kiedy odwiedzałem pański szpital w 1946 roku, pańska sprzątaczka piła świeży sok z marchwi. Miała nieoperacyjnego raka trzustki. Proszę opowiedzieć nam o niej. Czuła się dobrze, jak na taki ciężki stan. [Pytanie zadane przez lekarza].
— Żyje i jest w dobrym stanie obecnie, po 10 latach.
— Czy można podawać uzupełniająco preparaty witaminowe i sole mineralne?
— Nie, jest to błąd, ponieważ wapnia i wielu innych soli mineralnych nie należy podawać tak łatwo. Zaburzają one harmonię w ustroju. Wapniem można wywołać raka. Zmuszony byłem podawać wapń w trzech przypadkach hemofilii, by znormalizować krzepnięcie krwi. Zrobiłem to, lecz rak odrósł i straciłem wszystkie trzy przypadki. Żadnego wapnia, żadnego magnezu czy innych soli mineralnych. Wypróbowałem to. W naszym organizmie musi być harmonia zgodnie z prawem całościowości. Nie powinno się zmieniać metabolizmu soli mineralnych, a zwłaszcza nie w raku. Tylko dwa najważniejsze elektrolity, potas i sód, muszą zostać zrównoważone. Taka jest potrzeba pacjenta chorego na raka.
— W książce Johna Gunthera Death Be Not Proud [Śmierci, nie pysznij się] wspomniano o pana terapii zastosowanej u syna Johna Gunthera. Na początku uzyskano spektakularne wyniki, lecz potem nastąpiła remisja i pacjent zmarł. Czy mógłby pan uratować ten przypadek, gdyby jego lekarz domowy się nie wtrącił?
— Powiem państwu, dlaczego ten biedny chłopiec umarł. Miał on strasznego guza mózgu wyrastającego z czaszki, większego niż moja pięść. Wyleczyłem to. Zostało to opisane w książce. Lecz potem chłopiec miał wyprysk, szczególnego typu, który zwykle jest leczony wyciągiem z przedniego płata przysadki, hormonem. Lekarz rodzinny dr Traeger zaproponował: „Dlaczego by mu tego nie podać?”. Lecz powiedziałem mu, że jest to straszne ryzyko i nie chciałbym ryzykować życia tego chłopca. Gdy podajemy preparat z przysadki, jak wiele innych hormonów, możemy zabić. Ale w końcu ustąpiłem i to była moja wina. I potem przez długi czas nie mogłem spać po nocach. Podałem mu hormon i guz odrósł. Mogę do tego dodać, że ponad 12 lat temu ukazał się artykuł pewnego profesora z Chicago, iż pacjenci z rakiem korzystnie reagują na podawanie hormonów płciowych. Podałem je najpierw trzem pacjentom, potem pięciu. Zareagowali dobrze przez pierwsze dwa do trzech miesięcy. Wówczas dałem je 25 kolejnym pacjentom. Wszyscy reagowali dobrze przez trzy do czterech miesięcy, lecz po pięciu miesiącach zaczęli gasnąć. Straciłem 25 moich „najlepszych” przypadków raka. Tylko sześć byłem w stanie ponownie uratować. Takie były skutki leczenia hormonalnego! Syn Gunthera był kolejnym nieszczęśliwym przypadkiem. Nie musiało tak być. Chcę jeszcze raz podkreślić, że nie wolno dawać pacjentom chorym na raka „czegoś malutkiego” dla chwilowej ulgi. Nauczyłem się tego w dotkliwy sposób.
— Czy pana terapia działała w zaawansowanych przypadkach raka wątroby?
— Jeśli ponad połowa do trzech czwartych wątroby została zniszczona, nie można przywrócić jej czynności wystarczająco, by uratować pacjenta. Można uratować go na pół roku do roku, lecz później wątroba może ulec marskości i pacjenci umierają na marskość wątroby. Wątroba jest tak ważnym narządem, że gdy ma wyeliminować swego własnego raka, musi to zrobić przy pomocy zdrowej tkanki wątrobowej. Ale ten proces eliminacji może uszkodzić zdrową tkankę wątrobową, jeśli nie będziemy stale odtruwać w dzień i w nocy, szczególnie w takich przypadkach.
Przed około trzema, czterema miesiącami trafił do mnie przypadek z Filadelfii. Chora powiedziała mi, po tym jak przywieźli ją syn i brat, że cierpi na raka odbytnicy. Najpierw lekarze nie chcieli operować, potem nie mogli. Było za późno. Następnie spędziła pół roku w Hoxey Clinic, po czym wróciła do domu z wątrobą zajętą przez nowotwór, twardą jak deska. Powiedziałem jej synowi i bratu, że to zbyt wiele, nie da rady. Zabierzcie ją do domu i otoczcie warunkami komfortu. Lecz nalegali, że muszę spróbować. I spróbowałem. I pacjentka czuje się dobrze! Może jeść i pić, a przednia część jej wątroby jest blizną tak twardą, jakby była zwapniała. Prawdopodobnie pozostało jeszcze dość tkanki wątrobowej. Jej syn zapytał, zabierając ją do domu po ośmiu tygodniach. „Widzi pan! Dlaczego pan nie chciał jej przyjąć?”. Co najmniej przez cztery tygodnie, co dwie godziny, a czasem nawet co godzinę brała lewatywy z kawy, a wlewy z oleju rycynowego dwa razy dziennie! Tworzyło się u niej tak dużo gazów i wydalała tak duże ilości cuchnących mas, że gdy wyjechała, musieliśmy pomalować salę. Nie dało się zmyć zapachu ze ścian.
— Czy kwas foliowy jest przeciwwskazany podczas leczenia raka?
— Tak, kwas foliowy jest szkodliwy.
— Jak pan wytłumaczy fakt, że wiele odmian raka skóry i niektóre inne rodzaje raka mogą być usunięte chirurgicznie i nigdy nie odrastają ani nie nawracają, mimo że nie miały miejsca żadne zmiany metaboliczne?
— Niektórzy pacjenci mieli tylko przemijające uszkodzenie wątroby i wątroba wtedy jest w stanie sama się zregenerować. Ale nie dotyczy to większości przypadków. Czasem gdy usunie się, powiedzmy, raka sutka, to eliminacja toksyn i jadów wytwarzanych przez sam guz nowotworowy jest wystarczająca w niektórych przypadkach do ustąpienia przemijającego uszkodzenia wątroby. Wówczas wątroba może powrócić do normalnej czynności. Lecz są to wyjątki. Także niektórzy z tych pacjentów miewają później wznowienie nowotworu. Wielu moich pacjentów po początkowej operacji było w dobrym stanie przez trzy lub czasem nawet pięć lat. Potem rak wracał. Był nieoperacyjny, a medycyna ortodoksyjna — bezradna.
— Czy dla pacjentów z rakiem nie byłoby bardziej korzystne pozostawanie do końca życia na diecie wegeteriańskiej?
— To zależy, na ile da się zregenerować wątrobę. Jeśli da się całkowicie zregenerować — po, powiedzmy, półtora roku — mówimy pacjentom, by unikali tylko tłuszczów i soli. Poza tym mają swobodę w doborze diety. Wielu z nich prowadzi normalne życie. Ale chciałbym powiedzieć, że około 75 proc. woli bardziej czy mniej pozostawać na tej diecie, a niektórzy nawet przekonują innych członków rodziny do przejścia na nią wraz z nimi. Na przykład mamy tu w Escondido fotografię pana Waltera Wagga. Miał on w 100 proc. nieuleczalną chorobę — postępującą dystrofię mięśni. Przebywał w najlepszych klinikach i nie uzyskał pomocy. Wyleczyłem go. Później jego żona chciała mieć jeszcze jedno dziecko i udało im się to. Potem przyjechał do miejscowości, gdzie spędzałem urlop, i pokazał mi żonę i dziecko. Powiedział mi, że cała rodzina trzyma się tej diety, a on sam chce pozostać na niej do końca życia, ponieważ jest w tak dobrej formie.
— Jaki jest pana pogląd na przedłużony post lub okresowy post trzydniowy?
— Nie można pacjentowi z nowotworem pozwolić na post. U takiego pacjenta organizm jest bardzo wycieńczony; jeśli pozwoli się mu na post, to jego stan pogarsza się strasznie.
— Co pan uważa za bardziej istotne — dietę czy zrównoważenie emocjonalne?
— Stan zrównoważenia emocjonalnego jest bardzo ważny, lecz bez diety i odtruwania nie można wyleczyć pacjenta.
— Czy choroba Parkinsona poddaje się podobnemu leczeniu jak rak?
— Co jest zniszczone w ośrodkowym układzie nerwowym, a choroba Parkinsona jest chorobą jąder podkorowych, pozostaje zniszczone na zawsze. Ale tym leczeniem można wspomóc tętnice mózgowe i zahamować postęp choroby, i przywrócić to, co nie zostało jeszcze całkowicie zniszczone.
— Czy zbyt wiele soków warzywnych może wywołać zasadowicę?
— Nie.
— Dr Otto Warburg zaleca zwiększony pobór tlenu.
— Tlen nie dostaje się tak łatwo do ustroju. Potrzeba enzymów oksydacyjnych, potrzeba więcej potasu, potrzeba warunków, przy których tlen może działać.
— Jakie witaminy dadzą się pogodzić z pańską terapią?
— Z witaminami mamy podobną sytuację, jak widzieliśmy przy hormonach. Szkodziłem pacjentom witaminą A, witaminą E, witaminą B i B6. Witaminy A i D są natychmiast wychwytywane przez komórki rakowe. Możemy stosować niacynę, jest to witamina B3.
— Jak można zapobiec rakowi?
— Rakowi należy zapobiegać, nie dopuszczając do uszkodzenia wątroby. Podstawowym środkiem profilaktycznym jest niespożywanie tej zniszczonej, martwej, zatrutej żywności, jaką powszechnie wprowadzamy do naszych organizmów. Dzień po dniu zatruwamy nasze organizmy. Starsi ludzie wciąż mają lepszą wątrobę i odporność — dzięki pożywieniu, jakie przyjmowali w młodości. Z młodszymi ludźmi jest gorzej,
a z dziećmi, obecnie drugim pokoleniem wyrosłym na konserwowanej żywności dla dzieci, jest jeszcze gorzej. Zapadają na białaczkę. Przede wszystkim należy zjadać możliwie najwięcej pokarmów surowych, utrzymywać wysoki poziom potasu i przyjmować niewielkie ilości jodu.
Oprac. K.S.
Źródło: „Znaki Czasu” 10/2012