Jak bumerang wróciła przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi kwestia legalizacji związków partnerskich. Komu i dlaczego na legalizacji tych związków najbardziej zależy? 

W maju 2010 roku wpłynął do Sejmu projekt ustawy o umowie związku partnerskiego. Według projektu umowa taka zawierana byłaby między dwiema osobami fi­zycznymi pozostającymi faktycznie we wspólnym pożyciu, które określiłyby w niej swoje wzajemne zobowiązania majątkowe lub osobiste w celu organizacji wspólnego życia. Umowa wymagałaby formy pisemnej z podpisami notarialnie poświadczonymi, a następnie zgłoszenia faktu jej zawarcia kierownikowi urzędu stanu cywilnego. Choć zawarcie umowy nie powodowałoby zmiany stanu cywilnego, to jej strony mogłyby przyjąć wspólne nazwisko. Umowa ulegałaby rozwiązaniu z chwilą złożenia wspólnego pisemnego oświadczenia o jej rozwiązaniu, zawarcia przez jedną ze stron związku małżeńskiego lub sześć miesięcy po jej pisemnym wypowiedzeniu przez jedną ze stron. Projektowana ustawa odnosi się też do spraw majątkowych, stwierdzając, że o ile strony nie postanowią inaczej, to przedmioty użytku domowego nabywane przez jedną ze stron w trakcie obowiązywania umowy stają się przedmiotem współwłasności stron w częściach równych; podobnie miałoby być z udziałami we współwłasności rzeczy i praw majątkowych nabywanych wspólnie. Strony odpowiadałyby też solidarnie, o ile nie postanowiłyby inaczej, za zobowiązania zaciągane w celu zaspokajania bieżących potrzeb życia codziennego.

Projekt proponuje szereg zmian w przepisach obowiązujących zrównujących pozycję partnera z pozycją osoby bliskiej. I tak ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych przewidywałaby prawo partnera żyjącego do pochowania partnera zmarłego. W znowelizowanej procedurze administracyjnej, cywilnej, karnej i skarbowej partner zyskałby prawo odmowy zeznań w charakterze świadka w sprawach dotyczących drugiego partnera. Kodeks cywilny miałby przewidywać wstępowanie partnera w stosunek najmu lokalu mieszkalnego w razie śmierci drugiego partnera będącego najemcą tego lokalu. Przepisy spadkowe zrównywałyby pozycję żyjącego partnera z żyjącym małżonkiem osoby zmarłej. Dotyczyłoby to również zwolnienia od podatku z tytułu spadku czy darowizny. Partnerzy mogliby się także łącznie rozliczać z podatku dochodowego od osób fizycznych. Zyskaliby też prawo do występowania z powództwem o ochronę autorskich praw osobistych zmarłego partnera. Mogliby dokonywać wypłat środków z rachunków bankowych partnera po jego śmierci. W przepisach o emeryturach i rentach prawo do renty rodzinnej zyskałyby dzieci drugiego partnera związanego umową związku partnerskiego i sam partner związany ze zmarłym w dniu jego śmierci umową związku partnerskiego. Żyjącego partnera osoby zmarłej traktowano by w tych przepisach jak wdowę lub wdowca. W ustawach o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa oraz o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych partnerzy mieliby być traktowani jak członkowie rodziny. Podobnie w ustawie o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów oraz w ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta.

Zwolennicy projektu przekonują, że ustawa taka jest potrzebna, bo w Polsce 20 proc. związków ma charakter nieformalny (z tendencją wzrastającą), a brak tego typu przepisów powoduje brak poczucia bezpieczeństwa partnerów i ich dzieci. Zdaniem twórców projektu to kwestia praw człowieka. Nie chodzi też o nadawanie przywilejów, ale o trzymanie się standardów, które są faktem w 16 krajach Unii Europejskiej, a zwłaszcza o zrównanie partnerów w przysługujących im prawach z małżeństwami. Podkreśla się również i to, że choć umowy takie będą mogły zawierać również pary jednopłciowe, to projekt nie dotyka w ogóle kwestii adopcji dzieci.
A tego właśnie głównie się obawiają przeciwnicy legalizacji związków nieformalnych. Twierdzą, że jej uchwalenie to wprowadzenie tylnymi drzwiami legalizacji tzw. małżeństw homoseksualnych, po których prędzej czy później, też w imię praw człowieka, pojawią się żądania umożliwienia parom homoseksualnym adopcji dzieci.

Przeciwnicy uważają, że legalizowanie związków nieformalnych osłabi społeczną rolę instytucji małżeństwa. Jeśli bowiem dąży się do tego, by docelowo stworzyć alternatywną instytucję prawną, w której prawa i obowiązki partnerów byłyby podobne (jeśli wręcz nie tożsame z prawami i obowiązkami stron związku małżeńskiego), to zachodzi pytanie, po co tworzyć kopię oryginału. Jeżeli heteroseksualna para żyjąca z wyboru w związku nieformalnym, a nie w małżeństwie, zechciałaby na pewnym etapie wspólnego życia zalegalizować swój związek, by zapewnić sobie i dzieciom większe poczucie bezpieczeństwa, to może dziś to zrobić w formie małżeństwa. Komu nie pasuje kościelna formuła małżeństwa, może wybrać cywilną. Warto przypomnieć, że to właśnie małżeństwa cywilne, historycznie rzecz biorąc, pojawiły się jako świecka alternatywa dla kościelnego związku małżeńskiego. Tworzenie kolejnej instytucji o tych samych zadaniach co pierwsza z istoty rzeczy osłabia tę pierwszą. Jeśli którakolwiek ze stron związku nieformalnego nie będzie zainteresowana przyjmowaniem na siebie obowiązków quasi-małżeńskich, to w żaden sposób nie będzie formalizowała swojego związku ani w postaci małżeństwa, ani związku partnerskiego. Wydaje się więc, że najbardziej zainteresowane projektowaną ustawą są środowiska homoseksualne, uparcie dążące do „unormalnienia się” w oczach społeczeństwa.

Heteroseksualni zwolennicy legalizacji związków partnerskich powinni się zastanowić, czy nie są w całej tej sprawie traktowani przedmiotowo przez środowiska polityczne i homoseksualne podnoszące tę kwestię zawsze przed wyborami. Związków partnerskich przybywa. Komu uda się wmówić ludziom żyjącym w takich związkach, że są obywatelami drugiej kategorii, ten zyska elektorat, który zapewni mu kolejną kadencję na niezłej poselskiej posadzie. Głosujcie na nas — zdają się wykrzykiwać polityczni rzecznicy legalizacji — a my to dla was załatwimy! Realia powyborcze sprawiają jednak, że z tego hasła pozostają już tylko słowa „my was załatwimy”, na szaro oczywiście. Z kolei duchem sprawczym skłaniającym polityków do pochylania się z troską nad tym „prześladowanym” elektoratem są środowiska homoseksualne. Dla nich heteroseksualiści żyjący „po partnersku” są jedynie listkiem figowym przykrywającym właściwy cel tej legalizacji. Jest nim zrównanie w świadomości potocznej tradycyjnego małżeństwa (jako związku kobiety i mężczyzny) ze związkami homoseksualnymi.    

Olgierd Danielewicz